Po raz pierwszy do Szwajcarii Saksońskiej trafiłam pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia… Wiem, wiem, strasznie to brzmi…  też poczułam się w tym momencie potwornie stara ;-)).
     Byłam wtedy w tamtych okolicach na obozie harcerskim. Niestety, nie pamiętam zbyt wiele z tamtych czasów. W mojej głowie utkwiły mi jedynie dwa obrazy, które postanowiłam odnaleźć po latach. Trochę robiłam to po omacku, ale udało się.
     Zapraszam Was dzisiaj w moją sentymentalną podróż po  Szwajcarii Saksońskiej. Moim zdaniem jest ona idealnym miejscem na majówkowy wyjazd. Miałam wrażenie, że sezon turystyczny dopiero się pomału rozkręca. Jeżeli więc chcecie uniknąć tabunu turystów, to może warto wybrać się tam za rok, właśnie w maju.
    Zwiedzanie Saksonii rozpoczęłam od zamku w Stolpen, ale o nim opowiem przy innej okazji. Jeżeli zwiedzaliście Skalne Miasto w Czechach, Głazy Krasnoludków czy Szwajcarię Kaszubską w Polsce, to nietrudno się domyślić, czego można się spodziewać po Bastei -głównej atrakcji Szwajcarii Saksońskiej. Piękne formacje skalne i labirynty – połączone ścieżkami i mostkami wśród bujnej zieleni – robią niesamowite wrażenie.
    Warto też poświęcić trochę czasu, by przejść się dookoła ruin zamku i na chwilę przystanąć na platformie widokowej, by podziwiać płynącą w dole- Łabę. Ten punkt widokowy to właśnie jeden z tych obrazów, który utkwił w mojej pamięci i który po tylu latach pragnęłam odnaleźć. Przeżyłam swoiste „déjà vu” , przyjemne uczucie, kiedy to po latach wracasz w to samo miejsce i możesz spojrzeć na nie na nowo, innymi już oczami. Jak powiedział Marcel Proust, francuski pisarz:„prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu.” Tak właśnie było w moim przypadku…
    Po 30 latach urzekło mnie to miejsce, ale już w inny sposób. Wtedy największe wrażenie zrobił na mnie widok na Łabę. Pamiętam, że potwornie bałam się wejść na punkt widokowy. Miałam wrażenie, że znajduje się tak wysoko, iż zaraz zakręci mi się w głowie i zemdleję. Po latach większe wrażenie zrobiły na mnie formacje skalne i… mimo iż widziałam podobne w innych miejscach (Skalne Miasto i Głazy Krasnoludków),  to te równie mocno mnie zachwyciły.  Przypominają trochę greckie Meteory – skały zawieszone w niebie – chociaż klasztorów się tam nie znajdziecie. Sądzę jednak, że kilka godzin wystarczy, by nasycić zmysły ich widokiem.
       Inaczej rzecz ma się z Dreznem, do którego ruszyłam w poszukiwaniu drugiego miejsca tkwiącego w mojej pamięci. Znalezienie go zabrało mi  kilka godzin i dopiero pod koniec dnia je odnalazłam. Ale po kolei…
      Jeden dzień na Drezno to stanowczo za mało, by poczuć klimat tego miejsca. Moją listę atrakcji turystycznych, którą przygotowałam, musiałam bardzo okroić.  Moje zwiedzanie miasta rozpoczęłam od Pfund’s Molkerei. Była to dla mnie największa atrakcja prawobrzeżnego Drezna, bo…
     Właśnie muszę się przyznać do mojej wielkiej słabości,  a mianowicie… uwielbiam jeść lokalne potrawy. Jak się za chwilę przekonacie, to był tylko wstęp do moich kulinarnych szaleństw w stolicy Saksonii.
     Pfund’s Molkerei- jest jednym z ocalałych fragmentów minionego Drezna. To niezwykle bajkowy sklep, pełen smakołyków w przepięknej aranżacji.  Z zewnątrz wygląda banalnie i gdyby nie tłumy turystów kłębiących się przed drzwiami, można by łatwo go przeoczyć. Gdy tylko jednak przekroczymy jego próg, trafiamy do innego świata – pełnego zwierząt, kwiatów, aniołków utrwalonych ręcznie na porcelanowych kaflach. Poczułam się jak mała dziewczynka w sklepie z bajki. W centralnym miejscu znajduje się porcelanowa lada, na której piętrzą się pysznie wyglądające sery sprowadzane z Europy, a w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach. To najpiękniejszy sklep nabiałowy świata, który cudem przetrwał wojnę. Dla mnie to taka perełka, do której nie sposób nie zajrzeć, zwiedzając Drezno.
Po drugiej stronie rzeki znajdują się główne atrakcje turystyczne Drezna. Należy tu wspomnieć o Auguście II Mocnym – polskim królu, który uczynił z Drezna „barokową Florencję”. Niestety, rozkwit miasta trwał  do schyłku II wojny światowej. W lutym 1945,  po nalotach dywanowych, miasto to – podobnie jak Warszawa – zostało niemalże zrównane z ziemią.  Jednak tak jak nasza stolica – podniosło się z ruin.  Kiedy myślę o dramatycznej historii tego miasta i widzę, ile wysiłku włożono w przywrócenie dawnej świetności, jestem pełna podziwu.
      Na Starym Mieście skupia się większość atrakcji turystycznych Drezna. Zwiedzanie rozpoczęłam od mostu Augusta, z którego rozpościera się widok na zabytkowe centrum, m.in. gmach Akademii Sztuk Pięknych, budynek Albertinum, katedrę Świętej Trójcy, Zwinger, Semperoper, ogromny kompleks pałacu Królów i Elektorów. Czas jednak gonił i musiałam wybrać to, co chciałam obejrzeć, bo na wszystkie atrakcje miałam go zdecydowanie za mało.
        Wybrałam Zwinger – ogromny kompleks architektoniczny, składający się z wielu budowli.  Ogromny dziedziniec zespołu pałacowego otoczony jest pawilonami i stanowi bez wątpienia główną atrakcją Drezna. Pewnie w niejednym przewodniku przeczytacie, że cały kompleks- wraz z przylegającym doń rozległym dziedzińcem – tworzą unikatową ” salę balową pod gołym niebem”. Zatańczyć w takim miejscu, z pewnością byłoby niezapomnianym przeżyciem.  W jego  wnętrzach zgromadzono jednak także różne eksponaty  muzealne, które stanowią dzieło sztuki samo w sobie.  Udało mi się zobaczyć tylko kolekcję porcelany. Bardzo żałowałam, ale zabrakło mi czasu, aby zobaczyć kolekcję malarstwa. Kompleks jest tak rozległy, że warto zarezerwować sobie na jego zwiedzanie – min. 2, 3 godziny. Ja spędziłam o wiele więcej, szukając miejsca, które widziałam niemalże 30 lat temu. Aż wreszcie trafiłam… Był to fragment elewacji Zwingera od strony Ostra-Allee, który po raz pierwszy widziałam lata temu. Sama nie wiem, dlaczego akurat to zapamiętałam, ale zapamiętałam…
Na koniec muszę wspomnieć o ulicy Münzgasse…  Jest to wąska uliczka, przy której znajdziecie restauracje  serwujące kuchnie z różnych stron świata. W planach miałam spróbowanie lokalnej kuchni, ale wybór padł na Las Tapas z przepysznymi hiszpańskimi przekąskami. Zwyciężyła moja słabość do kuchni hiszpańskiej. Ale to nie wszystko… Wróciłam tutaj po raz  drugi na koniec dnia (nie można przecież iść spać z pustym żołądkiem). Tym razem wybrałam Ayers Rock z australijską kuchnią, a na deser wybrałam się do sławnej restauracji-muzeum Dresden 1900 znajdującej się przy Frauenkirche. Wszystkie te miejsca mogę polecić z czystym sumieniem wszystkim wybierającym się do Drezna.
            Kiedy dzień dobiegał końca i słońce chyliło się ku zachodowi, czas było wracać.
Wracałam jednak spełniona i… bardzo zadowolona.  Moje miejsca zapamiętane z dzieciństwa znalazłam i odkryłam na nowo…
              Czy Ty też lubisz wracać do miejsc z dzieciństwa?

28 komentarzy

magda · 16 maja, 2018 o 12:17 pm

jeszcze tam nie byłam nigdy:)

    newenglandblog · 16 maja, 2018 o 2:13 pm

    Warto się wybrać

Marcel · 17 maja, 2018 o 7:56 am

Piękne zdjęcia, cudowne miejsce. Nie odbywałam jeszcze takich podróży sentymentalnych, ale chętnie bym się w taką wybrała…

    newenglandblog · 17 maja, 2018 o 8:40 am

    Chyba się starzeję 🙂 Coraz częściej wracam w takie miejsca.

Kinga Kulczycka · 17 maja, 2018 o 8:16 am

Piękna i urokliwa ta Twoja sentymentalna podróż 🙂

    newenglandblog · 17 maja, 2018 o 8:39 am

    Dziękuję 🙂

Hair coaching · 17 maja, 2018 o 9:26 am

Zdjęcia piękne, a opis bardzo zachęcający. Dzięki Tobie zaznaczam miejsce do odwiedzenia w niedalekiej przyszłości:)

    newenglandblog · 17 maja, 2018 o 9:40 am

    Polecam na krótki wypad za miasto 🙂

Paula Dowlasz · 19 maja, 2018 o 5:36 am

Piękne zdjęcia! Naprawde czuc klimat 🙂

    newenglandblog · 19 maja, 2018 o 8:40 am

    Dziękuję 🙂

Flymetothespoon · 19 maja, 2018 o 7:50 am

Uwielbiam to miejsce 🙂 Pojechałam w zeszłym roku, cudowne jest!

    newenglandblog · 19 maja, 2018 o 8:44 am

    Mi też się tam bardzo podobało. Zrobiłam tyle zdjęć, że później miałam problem z wyborem ich na bloga i instagrama 🙂

Justyna · 19 maja, 2018 o 10:37 am

Nigdy tam nie bylam, piękne zdjęcia

    newenglandblog · 19 maja, 2018 o 3:03 pm

    Dziękuję. Warto się tam wybrać 🙂

Zołza z kitką · 19 maja, 2018 o 2:58 pm

Cudowne zdjęcia! Ten kolor nieba po prostu zniewala! 🙂

    newenglandblog · 19 maja, 2018 o 3:04 pm

    Dziękuję. Z tego chyba powodu zrobiłam bardzo dużo zdjęć 🙂

Anna Lena z Zjem-Cie.pl · 21 maja, 2018 o 7:28 pm

Piekne zdjecia, tak patrze na nie i chetnie wybralabym sie w podobna podróż sentymentalna

    newenglandblog · 21 maja, 2018 o 8:05 pm

    Dziękuję, cieszę się, że się podobają.

Kasia · 30 maja, 2018 o 6:21 am

Świetne zdjęcia, piękne miejsca opisujesz 🙂

    newenglandblog · 30 maja, 2018 o 8:03 am

    Dziękuję Ci bardzo 🙂

Bielecki.es · 30 maja, 2018 o 11:47 pm

Świetne miejsce na fotograficzne plenery 😉

    newenglandblog · 31 maja, 2018 o 7:27 am

    Tak zgadzam się. Zrobiłam mnóstwo zdjęć.

Mayka.ok · 31 maja, 2018 o 4:56 pm

Uwielbiam wracać do miejsc z dzieciństwa to wspaniałe uczucie …

    newenglandblog · 31 maja, 2018 o 7:27 pm

    Cieszę się, że jest więcej takich osób jak ja 🙂

Beata Herbata · 11 czerwca, 2018 o 10:03 am

Piękna i ciekawa ta Szwajcaria, nigdy nie byłam 🙂

    newenglandblog · 11 czerwca, 2018 o 10:24 am

    Polecam 🙂

Danka · 25 czerwca, 2018 o 11:26 am

Drezno zwiedziłam w zeszłym roku po wileu latach wybierania się. Jednak wiem, że jeszcze raz tam pojadę, brakowało czasu na niektóre muzea.

    newenglandblog · 27 czerwca, 2018 o 9:46 am

    Ja też kiedyż tam wrócę. Jeden dzień to za mało na taką ilość atrakcji.

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *